poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 1.1.


Było sobotnie późne popołudnie. Aspirantka Tenten Chen myślała już o wyjściu do domu, gdy na komendę przyszło zgłoszenie o pożarze w centrum konferencyjnym w centrum miasta. Szumna nazwa „centrum konferencyjne” oznaczała tak naprawdę halę, którą wykorzystywano zależnie od potrzeb do konferencji lub imprez masowych. Najczęściej odbywały się tam koncerty.
Mógł to być nic nie znaczący przypadek zaprószenia ognia, jednak Tenten wolałaby, żeby takie rzeczy nie zdarzały się godzinę przed końcem służby. Teraz prawdopodobnie będzie musiała spisywać raport po pracy.
Wsiadając do radiowozu nie pozwoliła sobie jednak na narzekanie. Starszy aspirant Neji Hyuga, z którym pracowała, był strasznym służbistą i nie tolerował bezprzedmiotowych uwag. Z kolei trzeci na dyżurze policjant sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego, że tego nudnego dnia wreszcie coś się wydarzyło.
Chłopak pracował w komendzie drugiej dopiero od tygodnia, przeniesiony z jakiejś zapadłej mieściny na Hokkaido. Już zdążył wszystkim zaleźć za skórę swoją irytującą nadpobudliwością. Tylko komendant wydawał się zadowolony z nowego pracownika – prawdopodobnie dlatego, że sam, mimo czterdziestu lat na karku, był pełen bezpodstawnego entuzjazmu. Co tydzień organizował apele, w których podsumowywał „osiągnięcia” z ubiegłego tygodnia i zachęcał do bardziej wytężonej pracy. Od początku tego roku był wprost nieznośny, co tydzień przypominając, że zespół z pierwszej komendy policji miał w poprzednim roku znacznie wyższy procent schwytanych sprawców i większą liczbę skonfiskowanej nielegalnej broni. Ich zespół za to przodował w walce z dilerami narkotykowymi, ale dla szefa to było zdecydowanie za mało.
Nadgorliwość tego człowieka działała Tenten na nerwy. A teraz, tak jakby jeden Gai Maito to było za mało, pojawił się chłopak, który z powodzeniem mógł uchodzić za jego młodszą wersję. I to wcale nie w przenośni - Rock Lee w trzecim dniu pracy przyszedł na posterunek w nowej fryzurze, stwierdziwszy, że będzie wzorować się na stylu genialnego szefa.
Tenten była zszokowana. Neji zniesmaczony. Z kolei komendant mile połechtany, a nowy automatycznie został uznany za jego ulubieńca.
Lee zaraz po przybyciu na miejsce zdarzenia zniknął Tenten z oczu. Na zewnątrz hala wyglądała normalnie, z czego wynikało, że dostrzeżony przez świadka dym pochodził z pożaru wewnątrz budynku i nie miał szansy się rozprzestrzenić. Na miejscu byli sanitariusze oraz zastęp straży pożarnej. Neji natychmiast poszedł porozmawiać ze strażakami. Tenten nawiązała rozmowę z przyglądającym się całej akcji mężczyzną, który – jak się okazało – był tym, który zgłosił zajście. Po drugiej stronie ulicy stało kilku gapiów, jak zwykle w takich sytuacjach. Jednak trudno było uznać zdarzenie za poważny wypadek.
Tenten była przekonana, że po sporządzeniu notatki służbowej niewiele więcej będzie do zrobienia i zdąży do domu na kolację. Szybko okazało się, że jej optymizm był przedwczesny.
Wciąż słuchała chaotycznej i pozbawionej istotnych szczegółów relacji czterdziestoletniego mężczyzny, zastanawiając się jednocześnie, gdzie podział się ten nadgorliwy chłopak, z którym od tygodnia musiała pracować. Gdy o nim pomyślała młody aspirant pojawił się przy wyjściu z budynku, pobladły na twarzy. Tenten podeszła bliżej, chcąc udzielić słaniającemu się koledze wsparcia. Ten nagle poczuł w sobie przypływ siły i złapał ją za ramię.
- Nie wchodź tam, to nie jest widok dla kobiety – powiedział drżącym głosem.
Już miała zmyć mu głowę za tę seksistowską uwagę, jednak zbliżył się do nich Neji, więc powściągnęła nerwy.
Lee wyprostował się, najwyraźniej uświadomiwszy sobie, że powinien złożyć przełożonemu meldunek.
- Zwłoki w środku. Spalone na amen – oznajmił dramatycznym tonem.
Neji patrzył na niego z lekkim zniecierpliwieniem jakby chciał powiedzieć, że nie ma się czym ekscytować.
- Wiem. Strażacy je znaleźli. Po co się tam pchałeś nie czekając na polecenia?
Lee zignorował to pytanie. Popatrzył na Nejiego oczami okrągłymi jak spodki, jakby nagle dokonał niezwykłego odkrycia.
- To znaczy... Morderstwo? Ścigamy mordercę? - zapytał. Nienaturalnie szara barwa jego twarzy ustąpiła miejsca rumieńcom.
Tenten uświadomiła sobie, że aspirant prawdopodobnie nigdy jeszcze nie zetknął się ze sprawą zabójstwa. Dla niej nie była to nowość i nie czuła żadnej ekscytacji. W Chibie poważne przestępstwa nie były rzadkością, na dodatek w ich rejonie morderstwa zdarzały się częściej niż w innych dzielnicach.
- Może to bezdomny zaprószył ogień – odezwała się, choć bez przekonania. Za długo tu pracowała, by wierzyć w takie szczęście. Przy wypadku byłoby mniej roboty.
- Nie. Hala powinna być zamknięta na cztery spusty – odpowiedział Neji, brutalnie gasząc jej nadzieje. - Będziemy musieli poszukać świadków, żeby ustalić, jak to możliwe, że ktoś tutaj był o tej porze.
Tenten westchnęła ciężko, choć miała nadzieję, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Tymczasem Lee niemal podskoczył z radości.
- Super! A więc co teraz? - Spojrzał na zgromadzoną w pobliżu grupkę gapiów.- Zabieramy wszystkich na komendę i zaczynamy dochodzenie z prawdziwego zdarzenia!
Tenten popatrzyła na niego z lekkim zgorszeniem. Wiejskie pochodzenie nie zwalniało go od obowiązku znajomości procedur. Miała nieodparte wrażenie, że chłopak pod wpływem emocji zapomniał o wszystkich instrukcjach, jakie poznał na szkoleniu.
Spojrzała na Nejiego, który nagle wyglądał na równie niezadowolonego co ona.
- Pierwsze, co musimy zrobić, to zadzwonić po ważniaków z Konohy. I zweryfikować plany na weekend.

***
Aspirant Rock Lee otrzymał jasne instrukcje – nie dopuszczać osób niepowołanych na miejsce zdarzenia. I, jak zawsze, każde polecenie traktował bardzo serio.
Dlatego gdy zauważył młodą kobietę, która przeszła pod taśmą policyjną i zbliżyła się do budynku – stanowiącego przecież miejsce zbrodni! – postanowił natychmiast zareagować.
Zaszedł kobiecie drogę i dumnie wyprostowany wystawił przed siebie rękę, by ją zatrzymać.
Nieznajoma była atrakcyjną blondynką w długiej skrojonej na wzór kimona ciemnej sukience, zgrabnie opinającej się na sylwetce i podkreślającej krągłe biodra, wydatny biust i wąską talię. Idealne wymiary. Idealna twarz, pomyślał po chwili, spostrzegłszy pełne usta i duże oczy. Pomyślał, że nie musi pytać przybyszki skąd się tutaj wzięła – niewątpliwie już dawno w gwiazdach zapisano, że mają spotkać się w tym miejscu. Lee zawsze wiedział, że pewnego dnia w jego życiu pojawi się śliczna nimfa i z pewnością nie przegapi jego niepowtarzalnego uroku osobistego.
Starał się wymyślić, jak wyrazić to przekonanie w odpowiednio elokwentnych słowach. Był tym tak zaabsorbowany, że przegapił moment, gdy blondynka zbliżyła się do niego i przeszła obok, nie zaszczyciwszy go nawet spojrzeniem.
Zamrugał zszokowany. Nie był przygotowany na potraktowanie go jakby był przezroczysty – owszem, zdarzało się to, ale nie wtedy, gdy miał na sobie mundur policyjny.
Obejrzał się, niepewny jak zinterpretować to, co się właśnie wydarzyło i jaką podjąć reakcję. Miał przed oczami oddalającą się sylwetkę kobiety, w której wszystko było doskonałe – może z wyjątkiem fryzury uformowanej w cztery kucyki, którą trudno było nazwać inaczej niż ekstrawagancką.
Nie namyślając się wiele pocwałował przed siebie, by zagrodzić nieznajomej wejście do budynku. Zanim do niej dobiegł, odwróciła się i zacisnęła ręce na jego nadgarstku. Poczuł gwałtowne szarpnięcie i wylądował jak długi na ziemi, boleśnie obijając sobie plecy.
Dla aspiranta Rocka Lee była to zupełnie nowa sytuacja. Z zajęć judo był najlepszy na roczniku w szkole oficerskiej. Drobna postura była z pozoru jego słabą stroną, ale braki nadrabiał szybkością i nawet najsilniejszy przeciwnik nie mógł go pokonać, nie będąc w stanie wyprzedzić jego reakcji. Nikt nie rzucał nim o glebę z wprawą, z jaką uczyniła to ta kobieta.
Oczywiście, udało jej się to tylko w wyniku totalnego zaskoczenia, ale i tak w tym momencie Rock Lee postanowił, że zostanie jego żoną.
Najpierw jednak musiał podnieść się do pionu, a śliczna nimfa uniemożliwiała mu jakiekolwiek gwałtowne ruchy przyciskając go do ziemi chwytem wyuczonym na profesjonalnym treningu judo. Wydawała się przy tym zupełnie nieświadoma, że kąt nachylenia jej ciała uwydatniał i tak dość głęboki – przynajmniej jak na ubogie doświadczenia policjanta z małego miasteczka – dekolt.
Po kilku sekundach boginka zorientowała się, gdzie spoczywa wzrok zaskoczonego policjanta. Dopiero wtedy na jej spokojnej, anielskiej twarzy odmalowała się złość. Puściła jego rękę i wyprostowała się, cofając się o krok.
- Zrób to jeszcze raz, a złamię ci rękę i kilka innych wrażliwych części ciała – powiedziała ostrym tonem, nie pasującym do łagodnej aparycji.
Lee uświadomił sobie, że chodzi tutaj o honor funkcjonariusza państwowego – i tak doszczętnie zdeptany – więc mimo zmieszania błyskawicznie poderwał się z ziemi.
- Piękna pani, nic ci nie grozi – powiedział zdecydowanym tonem. – Jestem oficerem policji – dodał, jakby sądząc, że jego rozmówczyni nie skojarzyła faktów.
W reakcji na tę rewelację blondynka popatrzyła na niego jakby nagle wyrosła mu druga głowa.
- Widać – skomentowała cierpko. Sięgnęła do kieszeni – jak się okazało, nawet w tak elegancką sukienkę można wszyć kieszenie – i wyjęła odznakę policyjną. – Skąd się urwałeś, chłopaczku?
Aspirant Rock Lee nie miał pojęcia, co odpowiedzieć na tak obcesowo zadane pytanie.
Z opresji wyratował go mężczyzna, mniej więcej w jego wieku, który pojawił się znikąd.
- Nowy na dzielnicy? – odezwał się swobodnym, niemal zaczepnym tonem. Patrzył na Lee z uprzejmym zainteresowaniem. – Pociesz się, że tutaj nikt dwa razy nie popełnia tego samego błędu.
Gość był ubrany w jasny t-shirt i ciemne dżinsy. Niby strojem się nie wyróżniał, ale zdecydowanie za długie włosy związane w kucyk nadawały mu niedbałego wyglądu. Sprawiał zbyt niepoważne wrażenie jak na policjanta, jednak rozwiał wszelkie wątpliwości prezentując odznakę. Po czym całkiem stracił zainteresowanie osobą aspiranta i przeniósł wzrok na temperamentną blondynkę.
- Musisz terroryzować każdego młodzika na dzielnicy? – zapytał bez cienia krytyki w głosie, po czym zlustrował ją spojrzeniem. – Dobrze, że nie chodzisz tak ubrana do pracy, liczba przestępstw dramatycznie by wzrosła.
Kobieta obdarzyła go morderczym spojrzeniem i chyba chciała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie i zamiast wdawać się w dyskusję weszła do budynku.
Aspirant Rock z rozczarowaniem patrzył, jak wraz z nią odchodzą jego młodzieńcze marzenia.
Oto spotkał piękność niemal idealną, ale brakowało jej ulotnego uroku kobiecości, którego nie mogła być pozbawiona wybranka jego serca.

***
W sali koncertowej już od wejścia uderzał w nozdrza swąd palonego ciała. Detektywi zbliżyli się sceny koncertowej, pod którą znajdowały się zwęglone zwłoki. Shikamaru Nara w pierwszym odruchu zasłonił twarz.
- Cóż to, jesteś zbyt delikatny na spotkanie z brutalną rzeczywistością? – skomentowała Temari zerkając na niego z kpiną. Okoliczności wydawały się nie robić na niej żadnego wrażenia.
- W Stanach często oglądałaś spalone trupy? – odpowiedział pytaniem na pytanie, sprytnie zmieniając temat.
- Powiedzmy. Jedyna poważna sprawa, w której uczestniczyłam, dotyczyła seryjnego mordercy – piromana – odpowiedziała blondynka niechętnie. – Szkoda, że tego nie widziałeś.
Shikamaru skrzywił się jakby połknął cytrynę.
- Bardzo dziękuję za takie atrakcje.
Temari spojrzała na niego z ledwie widocznym zniecierpliwieniem.
- Wtedy byśmy go złapali zanim wysadził pół dzielnicy w powietrze.
Shikamaru popatrzył na partnerkę z nieukrywanym szokiem. Akurat zatrzymali się w pobliżu zwłok, które wyglądały jak pokryte czarną skorupą. Detektyw nie przyglądał im się zbyt uważnie, częściowo zasłaniały mu je plecy klęczącej przy nich patolog w białym kitlu.
- Fanfary – powiedział detektyw, zamaszystym gestem unosząc ręce. – Sakura, jesteś moim świadkiem.
Badająca denata kobieta miała długie włosy zafarbowane na niezwykły różowy kolor i związane w kok niedbale zarzucony na plecy. Nie odwróciła się, tylko mruknęła coś niezrozumiale na znak, że odnotowała jego obecność.
Za to Temari zareagowała.
- Że co?
- To przełomowa data – wyjaśnił szatyn bardzo zadowolony z siebie. – Większość kobiet jest pod wrażeniem mojego intelektu po pięciu minutach rozmowy, ty potrzebowałaś miesięcy, żeby coś zauważyć.
Na twarzy Temari pojawił się ledwie dostrzegalny rumieniec, gdy zrozumiała swój błąd.
- Przesłyszałeś się.
- Mam świadka – odpowiedział triumfalnie Shikamaru, przenosząc wzrok na Sakurę, bez reszty pochłoniętą oględzinami zwłok. – Słyszałaś... – Gdy zdał sobie sprawę z totalnego oderwania od rzeczywistości koleżanki przerwał wypowiedź i podszedł bliżej.
Denat leżał na podłodze pod sceną. Zwłoki były ułożone na brzuchu, jakby ofiara się czołgała. Sakura jedną ręką w rękawiczce podtrzymywała żuchwę, w drugiej trzymając małe okrągłe lusterko.
- Wiele rozumiem, ale twoje zainteresowanie stanem uzębienia trupa na tym etapie śledztwa trochę mnie niepokoi – skomentował.
Kobieta odłożyła lusterko do torby leżącej z boku i wstała, odsuwając się nieco od zwłok. Dzięki temu również stojąca dwa kroki dalej Temari mogła je zobaczyć w pełnej krasie.
- Mężczyzna, ponad trzydzieści lat. Nie zginął w pożarze – zawyrokowała Sakura.
- Nie? – Shikamaru pozwolił sobie na nieostrożne pytanie.
Sakura spojrzała na niego jak na nierozgarniętego uczniaka.
- W górnych drogach oddechowych nie ma popiołu ani sadzy, żadnych poparzeń. Nie oddychał w momencie wybuchu pożaru – odpowiedziała. – Nie określę przyczyny śmierci bez dodatkowych badań. Pożar mógł wybuchnąć przypadkowo, ale sprawca mógł go również wywołać, żeby zatrzeć ślady.
- O ile mamy do czynienia z morderstwem – odezwała się Temari sceptycznie.
Sakura i Shikamaru spojrzeli na nią z pewnym zaskoczeniem.
- Były przypadki, że nawet trzydziestolatek padał na zawał.
- Na pewno nie zawał – skomentował Shikamaru, obrzucając jeszcze raz spojrzeniem zwłoki i otoczenie.
- Teraz ty ujawniasz talenty spirytystyczne? – odparła Temari cierpko. Wciąż drażniła ją nonszalancja koronera, który nie raz po jednym spojrzeniu na zwłoki określał przyczynę śmierci. Temari wolała już pracować z jego asystentką. Sakura przynajmniej chętnie wyjaśniała, z czego czerpie wnioski, zamiast udawać alfę i omegę.
- Spójrz na ułożenie ciała. Ludzie przechodzący zawał przez kilka sekund są świadomi sytuacji. Denat powinien czołgać się w kierunku drzwi, by szukać pomocy. Jest zwrócony w przeciwną stronę - wyjaśnił Shikamaru.
Temari zacięła wargi w wąską kreskę, świadoma jego racji.
- Nie martw się chwilowym zaćmieniem umysłu – skomentował detektyw nie bez satysfakcji. – Nie tylko na ciebie tak działam.
Temari zignorowała go i przeniosła wzrok na Sakurę.
- Poznamy przyczynę śmierci do poniedziałku? – spytała. Teraz, gdy wpadła na trop zbrodni, nagle zaczęła się niecierpliwić.
Sakura milcząco skinęła głową.
Shikamaru żachnął się z niezadowoleniem.
- Naprawdę zamierzasz jutro pracować? Włóż trupa do lodówki, będziesz mieć dzień wolnego.
Temari posłała mu zgorszone spojrzenie.
- To twoja dewiza życiowa? – spytała kwaśno.
Shikamaru zmarszczył brwi.
- Jutro jest niedziela, jak myślisz, komu przydzielą tę sprawę? Nie lubię pracować z batem nad głową.
Temari uśmiechnęła się wrednie.
- Ja przeciwnie. Wolę, gdy pracujesz pod batem – odparła i spojrzała na Sakurę. – Czyli jutro zrobisz sekcję?
- Jak najbardziej – odpowiedziała Sakura z entuzjazmem. 
Shikamaru doznał czegoś w rodzaju szoku poznawczego widząc, że te dwie tak łatwo doszły do porozumienia.
- Nie macie ciekawszych zajęć w weekend? Na przykład randka z żywym facetem, takim który ma jeszcze w płucach trochę powietrza?
- Technicznie... – odezwała się Sakura chcąc zapewne uraczyć go medycznym wykładem. Temari weszła jej w słowo, co w tych okolicznościach było nie najgorszą okolicznością.
- Powietrze to wy macie przede wszystkim w czaszkach – skonstatowała. – Ciesz się wolną niedzielą, Nara, bo nie wiesz, kiedy trafi się kolejna.

***
Sakura Haruno już w szkole podstawowej chciała zostać lekarzem. Chirurgiem, tak jak ojciec, lub pediatrą, jak matka. Zakładała, że dokona wyboru między tymi dwiema specjalizacjami.
Po latach została patologiem i zamiast leczyć żywych ludzi, kroiła trupy. Wciąż nie była pewna, czy dokonała właściwego wyboru, ale musiała przyznać, że czasami ta praca bywała ekscytująca. Niekiedy miewała wrażenie, że woli towarzystwo zmarłych niż żywych.
Szczególnie, jeśli życie przejawiało się w osobach trzpiotowatych, chichoczących praktykantek.
Nie wiedziała nawet, dlaczego te dwie dziewczyny były w biurze koronera w niedzielę – jakby nie mogły bawić się w analizowanie próbek w tygodniu. Były to dwie tlenione blondynki na stażu. Pracowały przy stanowisku pod oknem. Sakura siedziała przy biurku po drugiej stronie pomieszczenia i wypełniała raport z sekcji. Przez szybę widziała ułożone na stole zwęglone resztki człowieka, którego tożsamości jeszcze nie udało się w stu procentach potwierdzić.
Była w pracy od bladego świtu i teraz próbowała się skoncentrować na dokładnym wypełnieniu dokumentacji, żeby przełożony nie miał się do czego przyczepić. I wtedy dobiegły ją podekscytowane szepty tych dwóch studentek.
- Zobacz, idzie tutaj. Może do niego zagadam, jak oceniasz moje szanse?
- Nisko, póki się nie przefarbujesz. Odkąd tu pracuję widziałam go z trzema różnymi laskami i każda z nich była ruda.
- Warto spróbować. Dla takiego ciała, mogę być numerem cztery.
Sakura oderwała wzrok od raportu i odwróciła się o dziewięćdziesiąt stopni na obrotowym krześle, chcąc przypomnieć o swojej obecności. Studentki zamilkły, jednak raczej nie z powodu jej autorytetu. Ten, jak się wydaje, nie był znaczący.
Zresztą, dziewczyny nawet nie zauważyły jej zbulwersowanej miny, bo gapiły się na mężczyznę, który przed chwilą wszedł do biura. Jak zawsze robił wrażenie nienagannym ubraniem. Jasna koszula i ciemne spodnie o dziwo nie kłóciły się z półdługimi ciemnymi włosami, które nadawały mu trochę zawadiackiego wyglądu.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby łaskawie zapiął tę cholerną koszulę. Niestety, komisarz Sasuke Uchiha miał zwyczaj spędzać sporo czasu w sali treningowej i nieraz wprost stamtąd przychodził do biura koronera. Stażystki były zachwycone.
Sakura wręcz przeciwnie. Oglądała już w życiu niejeden nagi męski tors i nie widziała powodu, by się tak podniecać. Nawet jeśli ten był wyjątkowo dobrze umięśniony.
Raport, zbeształa się w myślach. Praca.
Odwróciła się i pochyliła z powrotem nad dokumentami, udając że nie spostrzegła obecności Uchihy dopóki nie podszedł do jej biurka.
- Masz dla mnie coś ciekawego? – zapytał.
Sakura podniosła wzrok znad dokumentów.
- Znowu ty? – odpowiedziała kwaśno, lekceważąc pytanie.
- Kogo się spodziewałaś na dyżurze w niedzielę? – Sasuke posłał jej charakterystyczny złośliwy półuśmiech, który bardziej dobitnie niż słowa zdradzał, co myśli o jej zdolnościach dedukcyjnych. – Nawet zbrodniarze powinni mieć na tyle przyzwoitości, żeby nie pracować w weekendy. Tobie to nie zepsuło planów?
Sakura wzruszyła obojętnie ramionami. Ona raczej nigdy nie miała specjalnych planów na niedzielę. Lubiła pracować w weekendy, bo mogła wtedy zajmować się samodzielnymi zadaniami bez nadzoru szefa.
- Powinieneś pójść w ślady Naruto i oświadczyć się arystokratce. Wtedy nikt nie ośmieliłby się narzucać ci dyżurów – podpowiedziała uprzejmie.
Sasuke sprawiał wrażenie jakby poważnie zastanawiał się nad jej słowami.
- Wierzysz w plotki? Osobiście mam wrażenie, że Uzumaki jest bliżej spokrewniony z szympansem niż jego narzeczona z cesarzem – odpowiedział nonszalancko.
- Powtórz mu to przy jakiejś okazji.
- Na pewno to zrobię. Znamy już przyczynę śmierci? – Zmienił obiekt zainteresowania i podszedł do szyby oddzielającej ich od zwłok.
Sakura wstała z krzesła i podeszła bliżej.
- I tak, i nie – odpowiedziała. – Na oficjalny raport musisz zaczekać do jutra popołudniu. Nie mam uprawnień, żeby go wystawić, ja tu tylko... asystuję i mogę się mylić.
Sasuke spojrzał na nią kątem oka jakby uważał, że się z nim droczy.
- Jasne, jakbyś kiedykolwiek się pomyliła. Jakie są twoje przypuszczenia?
- Denat zmarł w tym samym miejscu, w którym go znaleziono, uduszony kablem. Chwilę wcześniej uderzono go tępym narzędziem w potylicę, napastnik zaszedł go od tyłu. Technicy są pewni, że to było celowe podpalenie, a więc morderca próbował zatrzeć ślady.
- Niegłupio. Nie mamy ani narzędzia zbrodni, ani odcisków palców – skomentował detektyw. – Na razie tylko przypuszczenia co do tożsamości ofiary. Kiedy będą wyniki testów DNA?
- Pewnie jutro, ale raczej nie ma wątpliwości – odparła Sakura. - Japończyk, między trzydziestym a trzydziestympiątym rokiem życia, opis pasuje do Hiroshiego Sakamoto. Tylko co on robił w tym miejscu w sobotę wieczorem?
- Wkrótce się dowiemy – odparł Sasuke od niechcenia. – Jakieś podejrzenia co do sprawcy?
Sakura pokręciła niechętnie głową. Nie lubiła sytuacji, gdy miała tak mało danych.
- To mogła być równie dobrze kobieta jak i mężczyzna. Facet był zamroczony po uderzeniu w głowę, więc nie trzeba było fizycznej siły, żeby dokończyć dzieła – powiedziała. – Czytałeś zeznania świadków, widziano tam kogoś?
Sasuke uśmiechnął się lekko, wcale nie zdziwiony pytaniem. Sakury właściwie nie powinny interesować takie rzeczy, nie było jej rolą szukanie sprawcy, ale zawsze próbowała być na bieżąco z ustaleniami śledztwa.
- Nikt nic nie widział. Pożar zauważono dopiero po dziesięciu minutach, gdy sprawca był już zapewne daleko. Co nie znaczy, że ktoś sobie czegoś nie przypomni, jak zwykle w takich sytuacjach – skomentował. Odwrócił się w kierunku biurka. – Mogę zajrzeć do tego raportu?
- Zanim zostanie zatwierdzony? Jasne, jeśli uważasz, że moja ocena jest godna uwagi. Tylk nie wygadaj się mojemu guru.
- Jestem ci winny kawę.
- Nie będę liczyła, która to już z kolei – odparła Sakura.
Sasuke spojrzał na nią jakby uważał, że jest o coś oskarżany.
- To pozwól się w końcu zaprosić.
- Wolę, żebyś miał u mnie dług wdzięczności. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadarzy się okazja by go spłacić.

***
Wbrew pozorom Sasuke Uchiha także nie miał planów na ten weekend. Po spędzeniu kilku godzin w policyjnej siłowni i zapoznaniu się z wstępnymi aktami przydzielonej mu sprawy miał wolny wieczór. Poszedł do pubu odreagować wyjątkowo irytującą rozmowę telefoniczną z szefem.
Ponieważ umówił się na piwo ze starszym bratem nie dane mu było oderwać się od pracy. Itachi, inaczej niż większość mężczyzn w klanie Uchiha, nie skończył szkoły policyjnej, lecz zrobił aplikację prokuratorską. Uważany za wyjątkowo uzdolnionego, szybko został młodszym prokuratorem w prokuraturze okręgowej. Nie będąc oficerem policji, wciąż w pewnym sensie kontynuował rodzinną tradycję – tyle, że mając znacznie nudniejszy zawód i wyższe zarobki.
Jako prokurator błyskawicznie piął się po szczeblach kariery, co w przypadku pracy w policji byłoby znacznie trudniejsze. Nazwisko Uchiha, które pokoleniom ich przodków pomagały w karierze oficerskiej, teraz było tylko obciążeniem. Mimo to Sasuke z pełną premedytacją wybrał pracę w policji, obstając przy tym wyborze ze stanowczością wprost proporcjonalną do uporu, z jakim brat i wujowie próbowali wybić mu z głowy ten pomysł. Uważał, że nazwisko – zniesławione czy nie – do czegoś zobowiązuje.
Był to także główny powód, dla którego relacje między braćmi od dawna nie układały się najlepiej. Nigdy nie było między nimi otwartego konfliktu, ale brakowało elementarnej nici porozumienia. Sasuke nigdy nie czuł się specjalnie związany z bratem, a ich główne tematy do rozmowy zawsze dotyczyły pracy.
I teraz, zupełnie bezwiednie, rozmowa zeszła na sprawy zawodowe. Itachi wykazywał niespotykane u niego zainteresowanie nową sprawą, choć – jak się wydaje – wcale nie z powodu ofiary morderstwa.
Istniały uzasadnione powody, by rozwiązać sprawę jak najszybciej, zanim media rozdmuchają sprawę do niebotycznych rozmiarów. Zamordowany mężczyzna pracował w ekipie technicznej piosenkarki country, która w Japonii może nie była zbyt znana – w każdym razie Sasuke nigdy o niej nie słyszał – ale z uwagi na rodzaj wykonywanej muzyki była całkiem popularna w Stanach. W takich sytuacjach dziennikarze zawsze wykazywali wzmożoną czujność. Oczywiste było, że będą śledzić każdy ruch policji, zdawać relacje z postępów, a gwiazdeczka, o której mało kto słyszał, wkrótce pojawi się na pierwszych stronach gazet.
Sasuke nienawidził tego rodzaju medialnych sensacji i z tego powodu wcale nie był zadowolony, że inspektor Sarutobi przydzielił mu tę sprawę. Wolałby zajmować się przypadkiem dwóch topielców znalezionych ostatnio nad rzeką, prawdopodobnych ofiar mafijnych porachunków. I byłby bardzo zadowolony, gdyby mógł sam dobrać sobie zespół zamiast pracować z detektywami narzuconymi przez szefostwo.
Gdyby mógł sam ustalić skład ekipy śledczej zostawiłby Narę, ale wywaliłby Temari. Wcale nie dlatego, że darzył ją antypatią, choć działała mu na nerwy porównaniami japońskiego i amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, zawsze z korzyścią dla tego drugiego. Koledzy z wydziału mawiali złośliwie za jego plecami – o czym doskonale wiedział – że powodem jego niechęci do pracy z Tenshi jest zraniona duma, bo nie mógł ścierpieć kobiety, która posługuje się bronią palną lepiej od niego. Było w tym źdźbło prawdy, jednak sedno tkwiło w tym, że Sasuke nienawidził pracować z duetem Nara – Tenshi. 
Szalenie irytowała go ta przeciągająca się gra wstępna. Sasuke był zdecydowanym zwolennikiem poglądu, że jeśli relacje w zespole zaczynają znacząco wykraczać poza granice służbowe, zespół ten należy rozdzielić. I to bez względu na to, czy wysiłki Nary w kierunku zaciągnięcia pani detektyw do łóżka przyniosą w końcu owoce czy dostanie kosza. Mieszanie spraw służbowych i prywatnych zawsze daje opłakane efekty. W końcu praca śledczych nieraz prowokowała niebezpieczne sytuacje, a w takich przypadkach zbyt bliskie relacje między partnerami zaburzały jasność oceny. I oznaczało problemy także dla niego.
Dla Sasuke konieczność usunięcia Temari z wydziału, albo przynajmniej przyporządkowania jej do innych zadań, wydawała się oczywista. Jednak szefostwo albo tej konieczności nie widziało albo – co bardziej prawdopodobne – ignorowało z powodu zataczającej coraz szersze kręgi poprawności politycznej. Usunięcie jedynej kobiety w wydziale mogło zostać odczytane dwuznacznie i z pewnością spowodowałoby niechciane komentarze. Nie bez znaczenia było także i to, że Temari miała znajomości na wysokim szczeblu.
Koneksje były powodem, dla którego Sasuke w rzeczywistości nie znosił Temari, ale nigdy nie przyznałby się nawet przed sobą do tej niechęci. Wolał tłumaczyć sobie, że nie lubi z nią pracować, bo wyżej ceni umiejętności śledcze Shikamaru. Zresztą, to był też powód, dla którego nie można było sobie pozwolić na przeniesienie Nary. Pozbycie się go było w praktyce proste, bo nie miał żadnych koligacji, ale zapracował sobie na opinię geniusza i żaden inspektor nie oddałby go bez walki. Sasuke, niechętnie, ale jednak dopuszczał tę wiedzę do świadomości.
Z frustracją myślał o śledztwie, które musi prowadzić w tym składzie, uzupełnionym przez zupełnie nieznanego mu, ale z pewnością przynoszącego kłopoty detektywa.
Miał złe przeczucia już wtedy, gdy ogłoszono, że śledczy z wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej w Saitamie otrzymał przeniesienie do ich wydziału. Sasuke kilka razy współpracował z ludźmi z tamtej jednostki. Niezależnie od stanowiska uważali się za lepiej wyszkolonych od śledczych tropiących konwencjonalnych zabójców i nie chcieli się podporządkować ani autorytetom, ani metodom pracy. Nie przyjmowali do wiadomości, że będąc kompletnie zieloni z rozwiązywania przypadków zwykłych zabójstw na początku powinni się pokornie uczyć. Nie uznawali autorytetu wyższych stopniem policjantów z wydziału kryminalnego i już samo to zwiastowało kłopoty. 
Sasuke od początku uważał, że nowy detektyw będzie wrzodem na tyłku. Dzisiaj okazało się, jak prawdziwe było to przypuszczenie. Inspektor Sarutobi przydzielił detektywa Sato do tego śledztwa – do jego śledztwa, wiedząc z pewnością, że nie obejdzie się bez konfliktów. Oficjalnie szef cenił jego umiejętności przywódcze, jednak Sasuke musiałby być naiwny, by w to uwierzyć. W rzeczywistości Asuma miał satysfakcję z rzucania mu kłód pod nogi. W zeszłym roku podłożył mu świnię każąc pracować z Tenshi, a teraz to.
- Co to, kurwa, jest, departament policji czy przytułek dla agentów specjalnej troski? - wyraził swoją frustrację wlewając w siebie trzeci kufel piwa.
Itachi, jak zwykle irytujący ze swoim zdrowym rozsądkiem („jutro jest zwykły dzień pracy”) przyglądał mu się z ledwie wyczuwalnym rozdrażnieniem.
- Na twoim miejscu potraktowałbym tę sprawę poważnie – skomentował.
Sasuke odwrócił uwagę od trunku i popatrzył na brata podejrzliwie. Etat w prokuraturze sprawiał, że – ku jego najwyższej irytacji – brat często wiedział znacznie lepiej od niego, co tak naprawdę dzieje się w departamencie i powyżej niego.
- Sądzisz, że Sato jest szpiclem?
Od dawna kiełkowało w nim podejrzenie, że ktoś w ich wydziale gra na dwa fronty. Było to jedyne logiczne wytłumaczenie dla faktu, że nic nie znaczący gang handlarzy amfą w kilka miesięcy stał się jedną z liczących się sił w lokalnym półświatku. Organizacja przestępcza znana jako Akatsuki wybiła się między innymi dlatego, że zawsze była o krok przed policją. Musieli mieć jakąś wtyczkę.
Sasuke był zdania, że zdrajcę należy zidentyfikować i powiesić za jaja ku uciesze gawiedzi, ale to była sprawa wewnętrzna i można było to załatwić własnymi siłami. Nie podobała mu się myśl, że przysłano kogoś z wydziału do walki z mafią, na dodatek nie ich własnego, ale z Saitamy.
Ale to wydawało się jedynym logicznym powodem, dla którego w ogóle ktoś z tamtejszej jednostki miałby u nich pracować.
- Nie wyciągałbym pochopnych wniosków – odpowiedział Itachi enigmatycznie. - Żeby przyjąć, że góra przysyła agenta w celu złapania informatora Akatsuki najpierw musielibyśmy założyć, że komukolwiek zależy, żeby został złapany. Uznałbym to za prawdopodobne kilka miesięcy temu, gdy zaczęli mieszać. Ale teraz, gdy są już ważnym graczem? Powiedziałbym, że Akatsuki, razem z ich wtyką w policji, stali się stałym elementem folkloru.
Sasuke pohamował wybuch irytacji. Tym, co szczególnie wyraźnie różniło go od brata, było obrzydzenie dla manipulacji politycznych. Dla niego gangi, nawet potężne i „zasymilowane” nie były „elementem folkloru”, ale pasożytem żerującym na organizmie społecznym. Uważał, że struktury mafijne należy zniszczyć. Różnił się w tym poglądzie od większości tak zwanych stróżów prawa oraz od swojego brata, co było jednym z powodów, dla których nie wróżono mu świetlanej kariery w policji.
Jednak dla niego nie był to powód, żeby zmienić zdanie.
- A więc twoim zdaniem gość został tak po prostu przeniesiony do nas? Co, w Saitamie brakowało mu dostępu do morza? - zapytał bez przekonania.
Itachi zwykle nie mylił się w ocenach takich sytuacji. To on podpowiedział Sasuke, żeby szukając powodów dla niespodziewanego zatrudnienia w wydziale kryminalnym kobiety poszukać nieco głębiej w jej aktach personalnych. Ale tym razem jakoś trudniej było uwierzyć w jego rację.
W teorii śledczy w wydziale przestępczości zorganizowanej i w wydziale kryminalnym byli równorzędni, jednak w praktyce przeniesienie z jednego wydziału do drugiego musiało być widziane jako degradacja. Albo przynajmniej czerwona kartka za złe zachowanie.
- Coś wiesz – ocenił, chociaż twarz Itachiego nie wyrażała żadnych emocji. Wylewała się jednak z niej niezachwiana i raczej nie udawana pewność siebie.
Itachi sprawiał wrażenie, jakby się wahał.
- Nic pewnego. Tylko plotki – odpowiedział. - Ale mające pokrycie w faktach.
Sasuke odsunął na bok kufel i wyprostował się w krześle. Będzie zmuszony użerać się z gościem przez następne miesiące, więc oczywiście chciał mieć wszystkie dostępne informacje na jego temat – szczególnie, jeśli przy okazji udałoby się znaleźć na niego haka.
- A więc, najpierw fakty. - Itachi przeszedł do rzeczowego tonu. - Sato niedawno miał dostać awans. Kojarzysz sprawę rozbicia Sumiroshi-kumin?
Sasuke uznał, że odpowiedź na to pytanie jest poniżej jego godności. Każdy, kto choćby od czasu do czasu czytał gazety musiał orientować się w temacie – mimo, że jak zwykle gdy chodziło o rozpracowanie wpływowej organizacji przestępczej, media były oszczędne w dawkowaniu informacji. Gang prowadził na szeroką skalę handel ludźmi, który udało się ukrócić. Przy okazji rozbito całą organizację, choć to być może wydarzyło się wbrew intencjom grupy pracującej nad sprawą. Policja w Saitamie miała spory problem po tej sprawie, robiąc wszystko by nie dopuścić do wojny gangów.
- Sato był w grupie śledczej i zdaje się, że się wykazał skoro chciano go wywindować na wyższe stanowisko – wyjaśnił Itachi. - Zrezygnowano jednak z tego pomysłu i w zamian dostał przydział tutaj.
- Za karę – skomentował Sasuke kwaśno. - A więc, zamiast spijać śmietankę po sukcesie, wywinął jakiś numer. Czym się naraził?
- Nadużycie uprawnień – odpowiedział Itachi lakonicznie.
Sasuke uniósł brwi. Akurat tego by się nie spodziewał. Nie wtedy, gdy była mowa o wydziale do walki z mafią. Szczególnie w Saitamie.
Tamtejsi śledczy byli znani z tego, że z dużą swobodą traktują prawa obywatelskie podejrzanych – gangi w Saitamie należały do wyjątkowo brutalnych, a więc mieli do czynienia z niebezpiecznymi recydywistami – ale nie tylko z tego. Podobno odbywali specjalistyczne przeszkolenie jak zadawać ciosy, żeby nie zostawiać śladów – oraz jak zadawać trwałe obrażenia dla jasności przekazu. Wszystko zależało od bieżącego celu i tego, kto dowodził akcją.
Trzeba być skończonym idiotą, żeby dostać się do tej jednostki, odsłużyć swoje i zostać zdegradowanym za przekroczenie uprawnień.
- Tak jest jego w aktach. - Oświadczył Itachi spokojnie. Sasuke nawet nie pytał z jakiego źródła zna treść tajnych dokumentów. - A teraz to, czego w nich nie ma, a więc obszar plotek. Wiadomo, że Sato popadł w konflikt z detektywem, który również pracował w grupie rozpracowującej Sumiroshi-kumin. Pod koniec śledztwa facet miał wypadek na służbie. Rodzina dostała wyjątkowo wysokie odszkodowanie. - Itachi referował wszystko zupełnie obojętnym tonem, ale w tym momencie pozwolił sobie na ironiczny uśmiech. - A twój nowy detektyw? Najpierw poszedł na długi urlop, a teraz dostał przeniesienie tutaj.
Sasuke przez chwilę milczał. Czuł narastającą frustrację.
- A więc nie jesteśmy przytułkiem dla agentów specjalnej troski. - Przywołał swoje własne słowa, chociaż teraz nie był w nastroju do żartów. - Jesteśmy alternatywą dla gości, którzy zasłużyli na czapę?
Itachi wzruszył ramionami, po czym sięgnął po – należący do Sasuke – kufel z piwem.
- Nie mam pojęcia, kto za nim stoi, ale gość ma mocne plecy. - Zabrzmiało to jak truizm. - Nie wiadomo ile czasu spędzi w oślej ławie i czy potem nagle nie dostanie przydziału wyżej dlatego szczerze ci radzę: nie uskuteczniaj dyscyplinowania podwładnych metodą „na skurwiela”, którą stosowałeś przy Tenshi. Masz za dużo do stracenia.
Sasuke oparł podbródek na złożonych dłoniach. Spodziewał się, że za przydziałem kolesia z Saitamy do Konohy kryje się coś więcej, ale nie zakładał sprawy tego kalibru. Potrzebował czasu, by uporządkować fakty.
- Sasuke – Itachi warknął ostrzegawczo. - Rozumiesz, co powiedziałem?
Oczywiście, rozumiał aż za dobrze.
- Wezmę to pod uwagę.

**
Czy rozdział jest za długi? Kolejne powinny być krótsze.
Kto lubi niech bawi się w zgadywanie kto jest koronerem i senseiem Sakury :D
Kilka uwag o japońskim wymiarze sprawiedliwości można znaleźć tutaj (link zewnętrzny)

7 komentarzy:

  1. Nie, rozdział absolutnie nie jest za długi:D Kolejne twoje opowiadanie, które naprawdę mega mi się podoba. A to rozdzielenie na pokazanie historii z punktu obserwacyjnego Uchihy i Haruno to wisienka na torcie. Po prawdzie fabuła tego opowiadania wciąż stoi pod wielkim znakiem zapytania, ale chyba właśnie to jest najlepsze. Nie czytuję zwykle kryminałów, ale tutaj zostanę. Na pewno:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie zapowiada się świetnie! Super tematyka, wciąga od samego początku. Życzę dużej weny i czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu nic nie wiem o tym blogu? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział 1 - rewelacja. Takie długości tekstu bardzo lubię. Nic nie skracaj!
    Główni bohaterowie przypadli mi do gustu - co prawda myślałam, że Temari dopiero się pozna z Shika, a tu pracują ze sobą pół roku.
    Czekam na drugi rodział, bo to dopiero wprowadzenie w sprawę.
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  5. Na plus idzie długość tekstu, ale popracowałabym jeszcze nad drobnymi szczegółami. I nie, rozdział nie jest za długi. :) Lubię sobie poczytać dłuższe rozdziały w twoim wykonaniu.
    Chciałabym, żebyś popracowała nad opisami scen zbrodni. Wiemy, że mamy zwęglone ciało i, że to była sala koncertowa, ale jak ona dokładniej wyglądała itd. Wbrew pozorom, nawet jeśli kryminały mniej skupiają się na opisach wyglądu postaci to w tych naprawdę dobrych scena zbrodni jest opisana z dużą dokładnością. Tu mi troszkę tego zabrakło, ale z czasem na pewno będzie lepiej. I cieszę się, że zastosowałaś się do mej rady o interpunkcji. :D
    "Detektywi zbliżyli się sceny koncertowej, pod którą znajdowały się zwęglone zwłoki. Shikamaru Nara w pierwszym odruchu zasłonił twarz."
    Takie drobne przeoczenie. A jeśli chodzi o fabułę to najbardziej podoba mi się Lee, który zakochał się w Temari.xD Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś uzna blondynkę za nimfę.xD A pokazywanie różnych punktów widzenia jest naprawdę dobrym pomysłem i pozwala lepiej główkować nad sprawą. Ach, świetnie, iż dałaś ciekawostki o wymiarze prawa w Japonii. Dzięki temu łatwiej zrozumieć podejście bohaterów oraz fabułę. To by było na tyle z uwag i pochwał.xD
    Pozdrawiam Lavana Zoro :)

    OdpowiedzUsuń