Było sobotnie
późne popołudnie. Aspirantka Tenten Chen myślała już o wyjściu
do domu, gdy na komendę przyszło zgłoszenie o pożarze w centrum
konferencyjnym w centrum miasta. Szumna nazwa „centrum
konferencyjne” oznaczała tak naprawdę halę, którą
wykorzystywano zależnie od potrzeb do konferencji lub imprez
masowych. Najczęściej odbywały się tam koncerty.
Mógł to być nic nie znaczący przypadek zaprószenia ognia, jednak Tenten
wolałaby, żeby takie rzeczy nie zdarzały się godzinę przed
końcem służby. Teraz prawdopodobnie będzie musiała
spisywać raport po pracy.
Wsiadając do
radiowozu nie pozwoliła sobie jednak na narzekanie. Starszy aspirant
Neji Hyuga, z którym pracowała, był strasznym służbistą i nie
tolerował bezprzedmiotowych uwag. Z kolei trzeci na dyżurze
policjant sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego, że tego nudnego
dnia wreszcie coś się wydarzyło.
Chłopak
pracował w komendzie drugiej dopiero od tygodnia, przeniesiony z
jakiejś zapadłej mieściny na Hokkaido. Już zdążył wszystkim
zaleźć za skórę swoją irytującą nadpobudliwością. Tylko
komendant wydawał się zadowolony z nowego pracownika –
prawdopodobnie dlatego, że sam, mimo czterdziestu lat na karku, był
pełen bezpodstawnego entuzjazmu. Co tydzień organizował apele, w
których podsumowywał „osiągnięcia” z ubiegłego tygodnia i
zachęcał do bardziej wytężonej pracy. Od początku tego roku był
wprost nieznośny, co tydzień przypominając, że zespół z
pierwszej komendy policji miał w poprzednim roku znacznie wyższy
procent schwytanych sprawców i większą liczbę skonfiskowanej
nielegalnej broni. Ich zespół za to przodował w walce z dilerami
narkotykowymi, ale dla szefa to było zdecydowanie za mało.
Nadgorliwość
tego człowieka działała Tenten na nerwy. A teraz, tak jakby jeden
Gai Maito to było za mało, pojawił się chłopak, który z
powodzeniem mógł uchodzić za jego młodszą wersję. I to wcale
nie w przenośni - Rock Lee w trzecim dniu pracy przyszedł na
posterunek w nowej fryzurze, stwierdziwszy, że będzie wzorować się
na stylu genialnego szefa.
Tenten była
zszokowana. Neji zniesmaczony. Z kolei komendant mile połechtany, a
nowy automatycznie został uznany za jego ulubieńca.
Lee zaraz po
przybyciu na miejsce zdarzenia zniknął Tenten z oczu. Na zewnątrz
hala wyglądała normalnie, z czego wynikało, że dostrzeżony przez
świadka dym pochodził z pożaru wewnątrz budynku i nie miał
szansy się rozprzestrzenić. Na miejscu byli sanitariusze oraz
zastęp straży pożarnej. Neji natychmiast poszedł porozmawiać ze
strażakami. Tenten nawiązała rozmowę z przyglądającym się
całej akcji mężczyzną, który – jak się okazało – był tym,
który zgłosił zajście. Po drugiej stronie ulicy stało kilku
gapiów, jak zwykle w takich sytuacjach. Jednak trudno było uznać
zdarzenie za poważny wypadek.
Tenten była
przekonana, że po sporządzeniu notatki służbowej niewiele więcej
będzie do zrobienia i zdąży do domu na kolację. Szybko okazało
się, że jej optymizm był przedwczesny.
Wciąż
słuchała chaotycznej i pozbawionej istotnych szczegółów relacji
czterdziestoletniego mężczyzny, zastanawiając się jednocześnie,
gdzie podział się ten nadgorliwy chłopak, z którym od tygodnia
musiała pracować. Gdy o nim pomyślała młody aspirant pojawił
się przy wyjściu z budynku, pobladły na twarzy. Tenten podeszła
bliżej, chcąc udzielić słaniającemu się koledze wsparcia. Ten
nagle poczuł w sobie przypływ siły i złapał ją za ramię.
- Nie wchodź
tam, to nie jest widok dla kobiety – powiedział drżącym głosem.
Już miała
zmyć mu głowę za tę seksistowską uwagę, jednak zbliżył się
do nich Neji, więc powściągnęła nerwy.
Lee
wyprostował się, najwyraźniej uświadomiwszy sobie, że powinien
złożyć przełożonemu meldunek.
- Zwłoki w
środku. Spalone na amen – oznajmił dramatycznym tonem.
Neji patrzył
na niego z lekkim zniecierpliwieniem jakby chciał powiedzieć, że
nie ma się czym ekscytować.
- Wiem.
Strażacy je znaleźli. Po co się tam pchałeś nie czekając na
polecenia?
Lee zignorował
to pytanie. Popatrzył na Nejiego oczami okrągłymi jak spodki,
jakby nagle dokonał niezwykłego odkrycia.
- To znaczy...
Morderstwo? Ścigamy mordercę? - zapytał. Nienaturalnie szara barwa
jego twarzy ustąpiła miejsca rumieńcom.
Tenten
uświadomiła sobie, że aspirant prawdopodobnie nigdy jeszcze nie
zetknął się ze sprawą zabójstwa. Dla niej nie była to nowość
i nie czuła żadnej ekscytacji. W Chibie poważne przestępstwa nie
były rzadkością, na dodatek w ich rejonie morderstwa zdarzały się
częściej niż w innych dzielnicach.
- Może to
bezdomny zaprószył ogień – odezwała się, choć bez
przekonania. Za długo tu pracowała, by wierzyć w takie szczęście.
Przy wypadku byłoby mniej roboty.
- Nie. Hala
powinna być zamknięta na cztery spusty – odpowiedział Neji,
brutalnie gasząc jej nadzieje. - Będziemy musieli poszukać
świadków, żeby ustalić, jak to możliwe, że ktoś tutaj był o
tej porze.
Tenten
westchnęła ciężko, choć miała nadzieję, że nikt nie zwrócił
na to uwagi. Tymczasem Lee niemal podskoczył z radości.
- Super! A
więc co teraz? - Spojrzał na zgromadzoną w pobliżu grupkę
gapiów.- Zabieramy wszystkich na komendę i zaczynamy dochodzenie z
prawdziwego zdarzenia!
Tenten
popatrzyła na niego z lekkim zgorszeniem. Wiejskie pochodzenie nie
zwalniało go od obowiązku znajomości procedur. Miała nieodparte
wrażenie, że chłopak pod wpływem emocji zapomniał o wszystkich
instrukcjach, jakie poznał na szkoleniu.
Spojrzała na
Nejiego, który nagle wyglądał na równie niezadowolonego co ona.
- Pierwsze, co
musimy zrobić, to zadzwonić po ważniaków z Konohy. I zweryfikować
plany na weekend.
***
Aspirant Rock
Lee otrzymał jasne instrukcje – nie dopuszczać osób
niepowołanych na miejsce zdarzenia. I, jak zawsze, każde polecenie
traktował bardzo serio.
Dlatego gdy
zauważył młodą kobietę, która przeszła pod taśmą policyjną
i zbliżyła się do budynku – stanowiącego przecież miejsce
zbrodni! – postanowił natychmiast zareagować.
Zaszedł
kobiecie drogę i dumnie wyprostowany wystawił przed siebie rękę,
by ją zatrzymać.
Nieznajoma
była atrakcyjną blondynką w długiej skrojonej na wzór kimona
ciemnej sukience, zgrabnie opinającej się na sylwetce i
podkreślającej krągłe biodra, wydatny biust i wąską talię.
Idealne wymiary. Idealna twarz, pomyślał po chwili, spostrzegłszy
pełne usta i duże oczy. Pomyślał, że nie musi pytać przybyszki
skąd się tutaj wzięła – niewątpliwie już dawno w gwiazdach
zapisano, że mają spotkać się w tym miejscu. Lee zawsze wiedział,
że pewnego dnia w jego życiu pojawi się śliczna nimfa i z
pewnością nie przegapi jego niepowtarzalnego uroku osobistego.
Starał się
wymyślić, jak wyrazić to przekonanie w odpowiednio elokwentnych
słowach. Był tym tak zaabsorbowany, że przegapił moment, gdy
blondynka zbliżyła się do niego i przeszła obok, nie
zaszczyciwszy go nawet spojrzeniem.
Zamrugał
zszokowany. Nie był przygotowany na potraktowanie go jakby był
przezroczysty – owszem, zdarzało się to, ale nie wtedy, gdy miał
na sobie mundur policyjny.
Obejrzał się,
niepewny jak zinterpretować to, co się właśnie wydarzyło i jaką
podjąć reakcję. Miał przed oczami oddalającą się sylwetkę
kobiety, w której wszystko było doskonałe – może z wyjątkiem
fryzury uformowanej w cztery kucyki, którą trudno było nazwać
inaczej niż ekstrawagancką.
Nie namyślając
się wiele pocwałował przed siebie, by zagrodzić nieznajomej
wejście do budynku. Zanim do niej dobiegł, odwróciła się i
zacisnęła ręce na jego nadgarstku. Poczuł gwałtowne szarpnięcie
i wylądował jak długi na ziemi, boleśnie obijając sobie plecy.
Dla aspiranta
Rocka Lee była to zupełnie nowa sytuacja. Z zajęć judo był
najlepszy na roczniku w szkole oficerskiej. Drobna postura była z
pozoru jego słabą stroną, ale braki nadrabiał szybkością i
nawet najsilniejszy przeciwnik nie mógł go pokonać, nie będąc w
stanie wyprzedzić jego reakcji. Nikt nie rzucał nim o glebę z
wprawą, z jaką uczyniła to ta kobieta.
Oczywiście,
udało jej się to tylko w wyniku totalnego zaskoczenia, ale i tak w
tym momencie Rock Lee postanowił, że zostanie jego żoną.
Najpierw
jednak musiał podnieść się do pionu, a śliczna nimfa
uniemożliwiała mu jakiekolwiek gwałtowne ruchy przyciskając go do
ziemi chwytem wyuczonym na profesjonalnym treningu judo. Wydawała
się przy tym zupełnie nieświadoma, że kąt nachylenia jej ciała
uwydatniał i tak dość głęboki – przynajmniej jak na ubogie
doświadczenia policjanta z małego miasteczka – dekolt.
Po kilku
sekundach boginka zorientowała się, gdzie spoczywa wzrok
zaskoczonego policjanta. Dopiero wtedy na jej spokojnej, anielskiej
twarzy odmalowała się złość. Puściła jego rękę i
wyprostowała się, cofając się o krok.
- Zrób to
jeszcze raz, a złamię ci rękę i kilka innych wrażliwych części
ciała – powiedziała ostrym tonem, nie pasującym do łagodnej
aparycji.
Lee uświadomił
sobie, że chodzi tutaj o honor funkcjonariusza państwowego – i
tak doszczętnie zdeptany – więc mimo zmieszania błyskawicznie
poderwał się z ziemi.
- Piękna
pani, nic ci nie grozi – powiedział zdecydowanym tonem. – Jestem
oficerem policji – dodał, jakby sądząc, że jego rozmówczyni
nie skojarzyła faktów.
W reakcji na
tę rewelację blondynka popatrzyła na niego jakby nagle wyrosła mu
druga głowa.
- Widać –
skomentowała cierpko. Sięgnęła do kieszeni – jak się okazało,
nawet w tak elegancką sukienkę można wszyć kieszenie – i wyjęła
odznakę policyjną. – Skąd się urwałeś, chłopaczku?
Aspirant Rock
Lee nie miał pojęcia, co odpowiedzieć na tak obcesowo zadane
pytanie.
Z opresji
wyratował go mężczyzna, mniej więcej w jego wieku, który pojawił
się znikąd.
- Nowy na
dzielnicy? – odezwał się swobodnym, niemal zaczepnym tonem.
Patrzył na Lee z uprzejmym zainteresowaniem. – Pociesz się, że
tutaj nikt dwa razy nie popełnia tego samego błędu.
Gość był
ubrany w jasny t-shirt i ciemne dżinsy. Niby strojem się nie
wyróżniał, ale zdecydowanie za długie włosy związane w kucyk
nadawały mu niedbałego wyglądu. Sprawiał zbyt niepoważne
wrażenie jak na policjanta, jednak rozwiał wszelkie wątpliwości
prezentując odznakę. Po czym całkiem stracił zainteresowanie
osobą aspiranta i przeniósł wzrok na temperamentną blondynkę.
- Musisz
terroryzować każdego młodzika na dzielnicy? – zapytał bez
cienia krytyki w głosie, po czym zlustrował ją spojrzeniem. –
Dobrze, że nie chodzisz tak ubrana do pracy, liczba przestępstw
dramatycznie by wzrosła.
Kobieta
obdarzyła go morderczym spojrzeniem i chyba chciała coś
powiedzieć, ale zmieniła zdanie i zamiast wdawać się w dyskusję
weszła do budynku.
Aspirant Rock
z rozczarowaniem patrzył, jak wraz z nią odchodzą jego młodzieńcze
marzenia.
Oto spotkał
piękność niemal idealną, ale brakowało jej ulotnego uroku
kobiecości, którego nie mogła być pozbawiona wybranka jego serca.
***
W sali
koncertowej już od wejścia uderzał w nozdrza swąd palonego ciała.
Detektywi zbliżyli się sceny koncertowej, pod którą znajdowały
się zwęglone zwłoki. Shikamaru Nara w pierwszym odruchu zasłonił
twarz.
- Cóż to,
jesteś zbyt delikatny na spotkanie z brutalną rzeczywistością? –
skomentowała Temari zerkając na niego z kpiną. Okoliczności
wydawały się nie robić na niej żadnego wrażenia.
- W Stanach
często oglądałaś spalone trupy? – odpowiedział pytaniem na
pytanie, sprytnie zmieniając temat.
- Powiedzmy.
Jedyna poważna sprawa, w której uczestniczyłam, dotyczyła
seryjnego mordercy – piromana – odpowiedziała blondynka
niechętnie. – Szkoda, że tego nie widziałeś.
Shikamaru
skrzywił się jakby połknął cytrynę.
- Bardzo
dziękuję za takie atrakcje.
Temari
spojrzała na niego z ledwie widocznym zniecierpliwieniem.
- Wtedy byśmy
go złapali zanim wysadził pół dzielnicy w powietrze.
Shikamaru
popatrzył na partnerkę z nieukrywanym szokiem. Akurat zatrzymali
się w pobliżu zwłok, które wyglądały jak pokryte czarną
skorupą. Detektyw nie przyglądał im się zbyt uważnie, częściowo
zasłaniały mu je plecy klęczącej przy nich patolog w białym
kitlu.
- Fanfary –
powiedział detektyw, zamaszystym gestem unosząc ręce. – Sakura,
jesteś moim świadkiem.
Badająca
denata kobieta miała długie włosy zafarbowane na niezwykły różowy
kolor i związane w kok niedbale zarzucony na plecy. Nie odwróciła
się, tylko mruknęła coś niezrozumiale na znak, że odnotowała
jego obecność.
Za to Temari
zareagowała.
- Że co?
- To
przełomowa data – wyjaśnił szatyn bardzo zadowolony z siebie. –
Większość kobiet jest pod wrażeniem mojego intelektu po pięciu
minutach rozmowy, ty potrzebowałaś miesięcy, żeby coś zauważyć.
Na twarzy
Temari pojawił się ledwie dostrzegalny rumieniec, gdy zrozumiała
swój błąd.
-
Przesłyszałeś się.
- Mam świadka
– odpowiedział triumfalnie Shikamaru, przenosząc wzrok na Sakurę,
bez reszty pochłoniętą oględzinami zwłok. – Słyszałaś... –
Gdy zdał sobie sprawę z totalnego oderwania od rzeczywistości
koleżanki przerwał wypowiedź i podszedł bliżej.
Denat leżał
na podłodze pod sceną. Zwłoki były ułożone na brzuchu, jakby
ofiara się czołgała. Sakura jedną ręką w rękawiczce
podtrzymywała żuchwę, w drugiej trzymając małe okrągłe
lusterko.
- Wiele
rozumiem, ale twoje zainteresowanie stanem uzębienia trupa na tym
etapie śledztwa trochę mnie niepokoi – skomentował.
Kobieta
odłożyła lusterko do torby leżącej z boku i wstała, odsuwając
się nieco od zwłok. Dzięki temu również stojąca dwa kroki dalej
Temari mogła je zobaczyć w pełnej krasie.
- Mężczyzna,
ponad trzydzieści lat. Nie zginął w pożarze – zawyrokowała
Sakura.
- Nie? –
Shikamaru pozwolił sobie na nieostrożne pytanie.
Sakura
spojrzała na niego jak na nierozgarniętego uczniaka.
- W górnych
drogach oddechowych nie ma popiołu ani sadzy, żadnych poparzeń.
Nie oddychał w momencie wybuchu pożaru – odpowiedziała. – Nie
określę przyczyny śmierci bez dodatkowych badań. Pożar mógł
wybuchnąć przypadkowo, ale sprawca mógł go również wywołać,
żeby zatrzeć ślady.
- O ile mamy
do czynienia z morderstwem – odezwała się Temari sceptycznie.
Sakura i
Shikamaru spojrzeli na nią z pewnym zaskoczeniem.
- Były
przypadki, że nawet trzydziestolatek padał na zawał.
- Na pewno nie
zawał – skomentował Shikamaru, obrzucając jeszcze raz
spojrzeniem zwłoki i otoczenie.
- Teraz ty
ujawniasz talenty spirytystyczne? – odparła Temari cierpko. Wciąż
drażniła ją nonszalancja koronera, który nie raz po jednym
spojrzeniu na zwłoki określał przyczynę śmierci. Temari wolała
już pracować z jego asystentką. Sakura przynajmniej chętnie
wyjaśniała, z czego czerpie wnioski, zamiast udawać alfę i omegę.
- Spójrz na
ułożenie ciała. Ludzie przechodzący zawał przez kilka sekund są
świadomi sytuacji. Denat powinien czołgać się w kierunku drzwi,
by szukać pomocy. Jest zwrócony w przeciwną stronę - wyjaśnił
Shikamaru.
Temari zacięła
wargi w wąską kreskę, świadoma jego racji.
- Nie martw
się chwilowym zaćmieniem umysłu – skomentował detektyw nie bez
satysfakcji. – Nie tylko na ciebie tak działam.
Temari
zignorowała go i przeniosła wzrok na Sakurę.
- Poznamy
przyczynę śmierci do poniedziałku? – spytała. Teraz, gdy wpadła
na trop zbrodni, nagle zaczęła się niecierpliwić.
Sakura
milcząco skinęła głową.
Shikamaru
żachnął się z niezadowoleniem.
- Naprawdę
zamierzasz jutro pracować? Włóż trupa do lodówki, będziesz mieć
dzień wolnego.
Temari posłała
mu zgorszone spojrzenie.
- To twoja
dewiza życiowa? – spytała kwaśno.
Shikamaru
zmarszczył brwi.
- Jutro jest
niedziela, jak myślisz, komu przydzielą tę sprawę? Nie lubię
pracować z batem nad głową.
Temari
uśmiechnęła się wrednie.
- Ja przeciwnie. Wolę, gdy pracujesz pod batem –
odparła i spojrzała na Sakurę. – Czyli jutro zrobisz sekcję?
- Jak
najbardziej – odpowiedziała Sakura z entuzjazmem.
Shikamaru doznał czegoś w rodzaju szoku poznawczego widząc, że te dwie tak łatwo doszły do porozumienia.
Shikamaru doznał czegoś w rodzaju szoku poznawczego widząc, że te dwie tak łatwo doszły do porozumienia.
- Nie macie
ciekawszych zajęć w weekend? Na przykład randka z żywym facetem,
takim który ma jeszcze w płucach trochę powietrza?
-
Technicznie... – odezwała się Sakura chcąc zapewne uraczyć go
medycznym wykładem. Temari weszła jej w słowo, co w tych
okolicznościach było nie najgorszą okolicznością.
- Powietrze to
wy macie przede wszystkim w czaszkach – skonstatowała. – Ciesz
się wolną niedzielą, Nara, bo nie wiesz, kiedy trafi się kolejna.
***
Sakura Haruno
już w szkole podstawowej chciała zostać lekarzem. Chirurgiem, tak
jak ojciec, lub pediatrą, jak matka. Zakładała, że dokona wyboru
między tymi dwiema specjalizacjami.
Po latach
została patologiem i zamiast leczyć żywych ludzi, kroiła trupy.
Wciąż nie była pewna, czy dokonała właściwego wyboru, ale
musiała przyznać, że czasami ta praca bywała ekscytująca.
Niekiedy miewała wrażenie, że woli towarzystwo zmarłych niż
żywych.
Szczególnie,
jeśli życie przejawiało się w osobach trzpiotowatych,
chichoczących praktykantek.
Nie wiedziała
nawet, dlaczego te dwie dziewczyny były w biurze koronera w
niedzielę – jakby nie mogły bawić się w analizowanie próbek w
tygodniu. Były to dwie tlenione blondynki na stażu. Pracowały przy
stanowisku pod oknem. Sakura siedziała przy biurku po drugiej
stronie pomieszczenia i wypełniała raport z sekcji. Przez szybę
widziała ułożone na stole zwęglone resztki człowieka, którego
tożsamości jeszcze nie udało się w stu procentach potwierdzić.
Była w pracy
od bladego świtu i teraz próbowała się skoncentrować na
dokładnym wypełnieniu dokumentacji, żeby przełożony nie miał
się do czego przyczepić. I wtedy dobiegły ją podekscytowane
szepty tych dwóch studentek.
- Zobacz,
idzie tutaj. Może do niego zagadam, jak oceniasz moje szanse?
- Nisko, póki
się nie przefarbujesz. Odkąd tu pracuję widziałam go z trzema
różnymi laskami i każda z nich była ruda.
- Warto
spróbować. Dla takiego ciała, mogę być numerem cztery.
Sakura
oderwała wzrok od raportu i odwróciła się o dziewięćdziesiąt
stopni na obrotowym krześle, chcąc przypomnieć o swojej obecności.
Studentki zamilkły, jednak raczej nie z powodu jej autorytetu. Ten,
jak się wydaje, nie był znaczący.
Zresztą,
dziewczyny nawet nie zauważyły jej zbulwersowanej miny, bo gapiły
się na mężczyznę, który przed chwilą wszedł do biura. Jak
zawsze robił wrażenie nienagannym ubraniem. Jasna koszula i ciemne
spodnie o dziwo nie kłóciły się z półdługimi ciemnymi włosami,
które nadawały mu trochę zawadiackiego wyglądu.
Wszystko
byłoby w porządku, gdyby łaskawie zapiął tę cholerną koszulę.
Niestety, komisarz Sasuke Uchiha miał zwyczaj spędzać sporo czasu
w sali treningowej i nieraz wprost stamtąd przychodził do biura
koronera. Stażystki były zachwycone.
Sakura wręcz
przeciwnie. Oglądała już w życiu niejeden nagi męski tors i nie
widziała powodu, by się tak podniecać. Nawet jeśli ten był
wyjątkowo dobrze umięśniony.
Raport,
zbeształa się w myślach. Praca.
Odwróciła
się i pochyliła z powrotem nad dokumentami, udając że nie
spostrzegła obecności Uchihy dopóki nie podszedł do jej biurka.
- Masz dla
mnie coś ciekawego? – zapytał.
Sakura
podniosła wzrok znad dokumentów.
- Znowu ty? –
odpowiedziała kwaśno, lekceważąc pytanie.
- Kogo się
spodziewałaś na dyżurze w niedzielę? – Sasuke posłał jej
charakterystyczny złośliwy półuśmiech, który bardziej dobitnie
niż słowa zdradzał, co myśli o jej zdolnościach dedukcyjnych. –
Nawet zbrodniarze powinni mieć na tyle przyzwoitości, żeby nie
pracować w weekendy. Tobie to nie zepsuło planów?
Sakura
wzruszyła obojętnie ramionami. Ona raczej nigdy nie miała
specjalnych planów na niedzielę. Lubiła pracować w weekendy, bo
mogła wtedy zajmować się samodzielnymi zadaniami bez nadzoru
szefa.
- Powinieneś
pójść w ślady Naruto i oświadczyć się arystokratce. Wtedy nikt
nie ośmieliłby się narzucać ci dyżurów – podpowiedziała
uprzejmie.
Sasuke
sprawiał wrażenie jakby poważnie zastanawiał się nad jej
słowami.
- Wierzysz w
plotki? Osobiście mam wrażenie, że Uzumaki jest bliżej
spokrewniony z szympansem niż jego narzeczona z cesarzem –
odpowiedział nonszalancko.
- Powtórz mu
to przy jakiejś okazji.
- Na pewno to
zrobię. Znamy już przyczynę śmierci? – Zmienił obiekt
zainteresowania i podszedł do szyby oddzielającej ich od zwłok.
Sakura wstała
z krzesła i podeszła bliżej.
- I tak, i nie
– odpowiedziała. – Na oficjalny raport musisz zaczekać do jutra
popołudniu. Nie mam uprawnień, żeby go wystawić, ja tu tylko...
asystuję i mogę się mylić.
Sasuke
spojrzał na nią kątem oka jakby uważał, że się z nim droczy.
- Jasne,
jakbyś kiedykolwiek się pomyliła. Jakie są twoje przypuszczenia?
- Denat zmarł
w tym samym miejscu, w którym go znaleziono, uduszony kablem. Chwilę
wcześniej uderzono go tępym narzędziem w potylicę, napastnik
zaszedł go od tyłu. Technicy są pewni, że to było celowe
podpalenie, a więc morderca próbował zatrzeć ślady.
- Niegłupio.
Nie mamy ani narzędzia zbrodni, ani odcisków palców –
skomentował detektyw. – Na razie tylko przypuszczenia co do
tożsamości ofiary. Kiedy będą wyniki testów DNA?
- Pewnie
jutro, ale raczej nie ma wątpliwości – odparła Sakura. -
Japończyk, między trzydziestym a trzydziestympiątym rokiem życia,
opis pasuje do Hiroshiego Sakamoto. Tylko co on robił w tym miejscu
w sobotę wieczorem?
- Wkrótce się
dowiemy – odparł Sasuke od niechcenia. – Jakieś podejrzenia co
do sprawcy?
Sakura
pokręciła niechętnie głową. Nie lubiła sytuacji, gdy miała tak
mało danych.
- To mogła
być równie dobrze kobieta jak i mężczyzna. Facet był zamroczony
po uderzeniu w głowę, więc nie trzeba było fizycznej siły, żeby
dokończyć dzieła – powiedziała. – Czytałeś zeznania
świadków, widziano tam kogoś?
Sasuke
uśmiechnął się lekko, wcale nie zdziwiony pytaniem. Sakury
właściwie nie powinny interesować takie rzeczy, nie było jej rolą
szukanie sprawcy, ale zawsze próbowała być na bieżąco z
ustaleniami śledztwa.
- Nikt nic nie
widział. Pożar zauważono dopiero po dziesięciu minutach, gdy
sprawca był już zapewne daleko. Co nie znaczy, że ktoś sobie
czegoś nie przypomni, jak zwykle w takich sytuacjach –
skomentował. Odwrócił się w kierunku biurka. – Mogę zajrzeć
do tego raportu?
- Zanim
zostanie zatwierdzony? Jasne, jeśli uważasz, że moja ocena jest
godna uwagi. Tylk nie wygadaj się mojemu guru.
- Jestem ci
winny kawę.
- Nie będę
liczyła, która to już z kolei – odparła Sakura.
Sasuke
spojrzał na nią jakby uważał, że jest o coś oskarżany.
- To pozwól
się w końcu zaprosić.
- Wolę, żebyś
miał u mnie dług wdzięczności. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadarzy
się okazja by go spłacić.
***
Wbrew pozorom
Sasuke Uchiha także nie miał planów na ten weekend. Po spędzeniu
kilku godzin w policyjnej siłowni i zapoznaniu się z wstępnymi
aktami przydzielonej mu sprawy miał wolny wieczór. Poszedł do pubu
odreagować wyjątkowo irytującą rozmowę telefoniczną z szefem.
Ponieważ
umówił się na piwo ze starszym bratem nie dane mu było oderwać
się od pracy. Itachi, inaczej niż większość mężczyzn w klanie
Uchiha, nie skończył szkoły policyjnej, lecz zrobił aplikację
prokuratorską. Uważany za wyjątkowo uzdolnionego, szybko został
młodszym prokuratorem w prokuraturze okręgowej. Nie będąc
oficerem policji, wciąż w pewnym sensie kontynuował rodzinną
tradycję – tyle, że mając znacznie nudniejszy zawód i wyższe
zarobki.
Jako
prokurator błyskawicznie piął się po szczeblach kariery, co w
przypadku pracy w policji byłoby znacznie trudniejsze. Nazwisko
Uchiha, które pokoleniom ich przodków pomagały w karierze
oficerskiej, teraz było tylko obciążeniem. Mimo to Sasuke z pełną
premedytacją wybrał pracę w policji, obstając przy tym wyborze ze
stanowczością wprost proporcjonalną do uporu, z jakim brat i
wujowie próbowali wybić mu z głowy ten pomysł. Uważał, że
nazwisko – zniesławione czy nie – do czegoś zobowiązuje.
Był to także
główny powód, dla którego relacje między braćmi od dawna nie
układały się najlepiej. Nigdy nie było między nimi otwartego
konfliktu, ale brakowało elementarnej nici porozumienia. Sasuke
nigdy nie czuł się specjalnie związany z bratem, a ich główne
tematy do rozmowy zawsze dotyczyły pracy.
I teraz,
zupełnie bezwiednie, rozmowa zeszła na sprawy zawodowe. Itachi
wykazywał niespotykane u niego zainteresowanie nową sprawą, choć
– jak się wydaje – wcale nie z powodu ofiary morderstwa.
Istniały
uzasadnione powody, by rozwiązać sprawę jak najszybciej, zanim
media rozdmuchają sprawę do niebotycznych rozmiarów. Zamordowany
mężczyzna pracował w ekipie technicznej piosenkarki country, która
w Japonii może nie była zbyt znana – w każdym razie Sasuke nigdy
o niej nie słyszał – ale z uwagi na rodzaj wykonywanej muzyki
była całkiem popularna w Stanach. W takich sytuacjach dziennikarze
zawsze wykazywali wzmożoną czujność. Oczywiste było, że będą
śledzić każdy ruch policji, zdawać relacje z postępów, a
gwiazdeczka, o której mało kto słyszał, wkrótce pojawi się na
pierwszych stronach gazet.
Sasuke
nienawidził tego rodzaju medialnych sensacji i z tego powodu wcale
nie był zadowolony, że inspektor Sarutobi przydzielił mu tę
sprawę. Wolałby zajmować się przypadkiem dwóch topielców
znalezionych ostatnio nad rzeką, prawdopodobnych ofiar mafijnych
porachunków. I byłby bardzo zadowolony, gdyby mógł sam dobrać
sobie zespół zamiast pracować z detektywami narzuconymi przez
szefostwo.
Gdyby mógł
sam ustalić skład ekipy śledczej zostawiłby Narę, ale wywaliłby
Temari. Wcale nie dlatego, że darzył ją antypatią, choć działała
mu na nerwy porównaniami japońskiego i amerykańskiego wymiaru
sprawiedliwości, zawsze z korzyścią dla tego drugiego. Koledzy z
wydziału mawiali złośliwie za jego plecami – o czym doskonale
wiedział – że powodem jego niechęci do pracy z Tenshi jest
zraniona duma, bo nie mógł ścierpieć kobiety, która posługuje
się bronią palną lepiej od niego. Było w tym źdźbło prawdy,
jednak sedno tkwiło w tym, że Sasuke nienawidził pracować z
duetem Nara – Tenshi.
Szalenie
irytowała go ta przeciągająca się gra wstępna. Sasuke był
zdecydowanym zwolennikiem poglądu, że jeśli relacje w zespole
zaczynają znacząco wykraczać poza granice służbowe, zespół ten
należy rozdzielić. I to bez względu na to, czy wysiłki Nary w
kierunku zaciągnięcia pani detektyw do łóżka przyniosą w końcu
owoce czy dostanie kosza. Mieszanie spraw służbowych i prywatnych
zawsze daje opłakane efekty. W końcu praca śledczych nieraz
prowokowała niebezpieczne sytuacje, a w takich przypadkach zbyt
bliskie relacje między partnerami zaburzały jasność oceny. I oznaczało problemy także dla niego.
Dla Sasuke
konieczność usunięcia Temari z wydziału, albo przynajmniej
przyporządkowania jej do innych zadań, wydawała się oczywista.
Jednak szefostwo albo tej konieczności nie widziało albo – co
bardziej prawdopodobne – ignorowało z powodu zataczającej coraz
szersze kręgi poprawności politycznej. Usunięcie jedynej kobiety w
wydziale mogło zostać odczytane dwuznacznie i z pewnością
spowodowałoby niechciane komentarze. Nie bez znaczenia było także
i to, że Temari miała znajomości na wysokim szczeblu.
Koneksje były
powodem, dla którego Sasuke w rzeczywistości nie znosił Temari,
ale nigdy nie przyznałby się nawet przed sobą do tej niechęci.
Wolał tłumaczyć sobie, że nie lubi z nią pracować, bo wyżej
ceni umiejętności śledcze Shikamaru. Zresztą, to był też powód,
dla którego nie można było sobie pozwolić na przeniesienie Nary.
Pozbycie się go było w praktyce proste, bo nie miał żadnych
koligacji, ale zapracował sobie na opinię geniusza i żaden
inspektor nie oddałby go bez walki. Sasuke, niechętnie, ale jednak
dopuszczał tę wiedzę do świadomości.
Z frustracją
myślał o śledztwie, które musi prowadzić w tym składzie,
uzupełnionym przez zupełnie nieznanego mu, ale z pewnością
przynoszącego kłopoty detektywa.
Miał złe
przeczucia już wtedy, gdy ogłoszono, że śledczy z wydziału do
spraw przestępczości zorganizowanej w Saitamie otrzymał
przeniesienie do ich wydziału. Sasuke kilka razy współpracował z
ludźmi z tamtej jednostki. Niezależnie od stanowiska uważali się
za lepiej wyszkolonych od śledczych tropiących konwencjonalnych
zabójców i nie chcieli się podporządkować ani autorytetom, ani
metodom pracy. Nie przyjmowali do wiadomości, że będąc kompletnie
zieloni z rozwiązywania przypadków zwykłych zabójstw na początku
powinni się pokornie uczyć. Nie uznawali autorytetu wyższych
stopniem policjantów z wydziału kryminalnego i już samo to
zwiastowało kłopoty.
Sasuke od
początku uważał, że nowy detektyw będzie wrzodem na tyłku.
Dzisiaj okazało się, jak prawdziwe było to przypuszczenie.
Inspektor Sarutobi przydzielił detektywa Sato do tego śledztwa –
do jego śledztwa, wiedząc z pewnością, że nie obejdzie się bez
konfliktów. Oficjalnie szef cenił jego umiejętności przywódcze, jednak Sasuke musiałby być naiwny, by w to uwierzyć. W
rzeczywistości Asuma miał satysfakcję z rzucania mu kłód pod
nogi. W zeszłym roku podłożył mu świnię każąc pracować z
Tenshi, a teraz to.
- Co to,
kurwa, jest, departament policji czy przytułek dla agentów
specjalnej troski? - wyraził swoją frustrację wlewając w siebie
trzeci kufel piwa.
Itachi, jak
zwykle irytujący ze swoim zdrowym rozsądkiem („jutro jest zwykły
dzień pracy”) przyglądał mu się z ledwie wyczuwalnym
rozdrażnieniem.
- Na twoim
miejscu potraktowałbym tę sprawę poważnie – skomentował.
Sasuke
odwrócił uwagę od trunku i popatrzył na brata podejrzliwie. Etat
w prokuraturze sprawiał, że – ku jego najwyższej irytacji –
brat często wiedział znacznie lepiej od niego, co tak naprawdę
dzieje się w departamencie i powyżej niego.
- Sądzisz, że
Sato jest szpiclem?
Od dawna
kiełkowało w nim podejrzenie, że ktoś w ich wydziale gra na dwa
fronty. Było to jedyne logiczne wytłumaczenie dla faktu, że nic
nie znaczący gang handlarzy amfą w kilka miesięcy stał się jedną
z liczących się sił w lokalnym półświatku. Organizacja
przestępcza znana jako Akatsuki wybiła się między innymi dlatego,
że zawsze była o krok przed policją. Musieli mieć jakąś
wtyczkę.
Sasuke był
zdania, że zdrajcę należy zidentyfikować i powiesić za jaja ku
uciesze gawiedzi, ale to była sprawa wewnętrzna i można było to
załatwić własnymi siłami. Nie podobała mu się myśl, że
przysłano kogoś z wydziału do walki z mafią, na dodatek nie ich
własnego, ale z Saitamy.
Ale to
wydawało się jedynym logicznym powodem, dla którego w ogóle ktoś
z tamtejszej jednostki miałby u nich pracować.
- Nie
wyciągałbym pochopnych wniosków – odpowiedział Itachi
enigmatycznie. - Żeby przyjąć, że góra przysyła agenta w celu
złapania informatora Akatsuki najpierw musielibyśmy założyć, że
komukolwiek zależy, żeby został złapany. Uznałbym to za
prawdopodobne kilka miesięcy temu, gdy zaczęli mieszać. Ale teraz,
gdy są już ważnym graczem? Powiedziałbym, że Akatsuki, razem z
ich wtyką w policji, stali się stałym elementem folkloru.
Sasuke
pohamował wybuch irytacji. Tym, co szczególnie wyraźnie różniło
go od brata, było obrzydzenie dla manipulacji politycznych. Dla
niego gangi, nawet potężne i „zasymilowane” nie były
„elementem folkloru”, ale pasożytem żerującym na organizmie
społecznym. Uważał, że struktury mafijne należy zniszczyć.
Różnił się w tym poglądzie od większości tak zwanych stróżów
prawa oraz od swojego brata, co było jednym z powodów, dla których
nie wróżono mu świetlanej kariery w policji.
Jednak dla
niego nie był to powód, żeby zmienić zdanie.
- A więc
twoim zdaniem gość został tak po prostu przeniesiony do nas? Co, w
Saitamie brakowało mu dostępu do morza? - zapytał bez przekonania.
Itachi zwykle
nie mylił się w ocenach takich sytuacji. To on podpowiedział
Sasuke, żeby szukając powodów dla niespodziewanego zatrudnienia w
wydziale kryminalnym kobiety poszukać nieco głębiej w jej aktach
personalnych. Ale tym razem jakoś trudniej było uwierzyć w jego
rację.
W teorii
śledczy w wydziale przestępczości zorganizowanej i w wydziale
kryminalnym byli równorzędni, jednak w praktyce przeniesienie z
jednego wydziału do drugiego musiało być widziane jako degradacja.
Albo przynajmniej czerwona kartka za złe zachowanie.
- Coś wiesz –
ocenił, chociaż twarz Itachiego nie wyrażała żadnych emocji.
Wylewała się jednak z niej niezachwiana i raczej nie udawana
pewność siebie.
Itachi
sprawiał wrażenie, jakby się wahał.
- Nic pewnego.
Tylko plotki – odpowiedział. - Ale mające pokrycie w faktach.
Sasuke odsunął
na bok kufel i wyprostował się w krześle. Będzie zmuszony użerać
się z gościem przez następne miesiące, więc oczywiście chciał
mieć wszystkie dostępne informacje na jego temat – szczególnie,
jeśli przy okazji udałoby się znaleźć na niego haka.
- A więc,
najpierw fakty. - Itachi przeszedł do rzeczowego tonu. - Sato
niedawno miał dostać awans. Kojarzysz sprawę rozbicia
Sumiroshi-kumin?
Sasuke uznał,
że odpowiedź na to pytanie jest poniżej jego godności. Każdy,
kto choćby od czasu do czasu czytał gazety musiał orientować się
w temacie – mimo, że jak zwykle gdy chodziło o rozpracowanie
wpływowej organizacji przestępczej, media były oszczędne w
dawkowaniu informacji. Gang prowadził na szeroką skalę handel
ludźmi, który udało się ukrócić. Przy okazji rozbito całą
organizację, choć to być może wydarzyło się wbrew intencjom
grupy pracującej nad sprawą. Policja w Saitamie miała spory
problem po tej sprawie, robiąc wszystko by nie dopuścić do wojny
gangów.
- Sato był w
grupie śledczej i zdaje się, że się wykazał skoro chciano go
wywindować na wyższe stanowisko – wyjaśnił Itachi. -
Zrezygnowano jednak z tego pomysłu i w zamian dostał przydział
tutaj.
- Za karę –
skomentował Sasuke kwaśno. - A więc, zamiast spijać śmietankę
po sukcesie, wywinął jakiś numer. Czym się naraził?
- Nadużycie
uprawnień – odpowiedział Itachi lakonicznie.
Sasuke uniósł
brwi. Akurat tego by się nie spodziewał. Nie wtedy, gdy była mowa
o wydziale do walki z mafią. Szczególnie w Saitamie.
Tamtejsi
śledczy byli znani z tego, że z dużą swobodą traktują prawa
obywatelskie podejrzanych – gangi w Saitamie należały do
wyjątkowo brutalnych, a więc mieli do czynienia z niebezpiecznymi
recydywistami – ale nie tylko z tego. Podobno odbywali
specjalistyczne przeszkolenie jak zadawać ciosy, żeby nie zostawiać
śladów – oraz jak zadawać trwałe obrażenia dla jasności
przekazu. Wszystko zależało od bieżącego celu i tego, kto
dowodził akcją.
Trzeba być
skończonym idiotą, żeby dostać się do tej jednostki, odsłużyć
swoje i zostać zdegradowanym za przekroczenie uprawnień.
- Tak jest
jego w aktach. - Oświadczył Itachi spokojnie. Sasuke nawet nie
pytał z jakiego źródła zna treść tajnych dokumentów. - A teraz
to, czego w nich nie ma, a więc obszar plotek. Wiadomo, że Sato
popadł w konflikt z detektywem, który również pracował w grupie
rozpracowującej Sumiroshi-kumin. Pod koniec śledztwa facet miał
wypadek na służbie. Rodzina dostała wyjątkowo wysokie
odszkodowanie. - Itachi referował wszystko zupełnie obojętnym
tonem, ale w tym momencie pozwolił sobie na ironiczny uśmiech. - A
twój nowy detektyw? Najpierw poszedł na długi urlop, a teraz
dostał przeniesienie tutaj.
Sasuke przez
chwilę milczał. Czuł narastającą frustrację.
- A więc nie
jesteśmy przytułkiem dla agentów specjalnej troski. - Przywołał
swoje własne słowa, chociaż teraz nie był w nastroju do żartów.
- Jesteśmy alternatywą dla gości, którzy zasłużyli na czapę?
Itachi
wzruszył ramionami, po czym sięgnął po – należący do Sasuke –
kufel z piwem.
- Nie mam
pojęcia, kto za nim stoi, ale gość ma mocne plecy. - Zabrzmiało
to jak truizm. - Nie wiadomo ile czasu spędzi w oślej ławie i czy
potem nagle nie dostanie przydziału wyżej dlatego szczerze ci
radzę: nie uskuteczniaj dyscyplinowania podwładnych metodą „na
skurwiela”, którą stosowałeś przy Tenshi. Masz za dużo do
stracenia.
Sasuke oparł
podbródek na złożonych dłoniach. Spodziewał się, że za
przydziałem kolesia z Saitamy do Konohy kryje się coś więcej, ale
nie zakładał sprawy tego kalibru. Potrzebował czasu, by
uporządkować fakty.
- Sasuke –
Itachi warknął ostrzegawczo. - Rozumiesz, co powiedziałem?
Oczywiście,
rozumiał aż za dobrze.
- Wezmę to
pod uwagę.
**
Czy rozdział jest za długi? Kolejne powinny być krótsze.
Kto lubi niech bawi się w zgadywanie kto jest koronerem i senseiem Sakury :D
Kilka uwag o japońskim wymiarze sprawiedliwości można znaleźć tutaj (link zewnętrzny)
Czy rozdział jest za długi? Kolejne powinny być krótsze.
Kto lubi niech bawi się w zgadywanie kto jest koronerem i senseiem Sakury :D
Kilka uwag o japońskim wymiarze sprawiedliwości można znaleźć tutaj (link zewnętrzny)
Nie, rozdział absolutnie nie jest za długi:D Kolejne twoje opowiadanie, które naprawdę mega mi się podoba. A to rozdzielenie na pokazanie historii z punktu obserwacyjnego Uchihy i Haruno to wisienka na torcie. Po prawdzie fabuła tego opowiadania wciąż stoi pod wielkim znakiem zapytania, ale chyba właśnie to jest najlepsze. Nie czytuję zwykle kryminałów, ale tutaj zostanę. Na pewno:)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zapowiada się świetnie! Super tematyka, wciąga od samego początku. Życzę dużej weny i czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzemu nic nie wiem o tym blogu? :D
OdpowiedzUsuńJak to nie wiesz skoro widzę, że wiesz :P
UsuńZnalazłam przez przypadek :D
Usuńrozdział 1 - rewelacja. Takie długości tekstu bardzo lubię. Nic nie skracaj!
OdpowiedzUsuńGłówni bohaterowie przypadli mi do gustu - co prawda myślałam, że Temari dopiero się pozna z Shika, a tu pracują ze sobą pół roku.
Czekam na drugi rodział, bo to dopiero wprowadzenie w sprawę.
Dominika
Na plus idzie długość tekstu, ale popracowałabym jeszcze nad drobnymi szczegółami. I nie, rozdział nie jest za długi. :) Lubię sobie poczytać dłuższe rozdziały w twoim wykonaniu.
OdpowiedzUsuńChciałabym, żebyś popracowała nad opisami scen zbrodni. Wiemy, że mamy zwęglone ciało i, że to była sala koncertowa, ale jak ona dokładniej wyglądała itd. Wbrew pozorom, nawet jeśli kryminały mniej skupiają się na opisach wyglądu postaci to w tych naprawdę dobrych scena zbrodni jest opisana z dużą dokładnością. Tu mi troszkę tego zabrakło, ale z czasem na pewno będzie lepiej. I cieszę się, że zastosowałaś się do mej rady o interpunkcji. :D
"Detektywi zbliżyli się sceny koncertowej, pod którą znajdowały się zwęglone zwłoki. Shikamaru Nara w pierwszym odruchu zasłonił twarz."
Takie drobne przeoczenie. A jeśli chodzi o fabułę to najbardziej podoba mi się Lee, który zakochał się w Temari.xD Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś uzna blondynkę za nimfę.xD A pokazywanie różnych punktów widzenia jest naprawdę dobrym pomysłem i pozwala lepiej główkować nad sprawą. Ach, świetnie, iż dałaś ciekawostki o wymiarze prawa w Japonii. Dzięki temu łatwiej zrozumieć podejście bohaterów oraz fabułę. To by było na tyle z uwag i pochwał.xD
Pozdrawiam Lavana Zoro :)